Zaproszenie do Tarnowa na coroczny mityng brydżowy i dziewiąty już Memoriał Renatki Wajdowicz

Kliknięcie w powyższy baner przeniesie Cię na stronę wydarzenia

Renia zwana Natką

Była wspaniałą przyjaciółką, uroczą dziewczyną i prawdziwą damą. Miała styl, klasę, wdzięk… wszystkie atrybuty jakie każda kobieta chciałaby mieć… poza stanowczo zbyt krótkim życiem. Renia zawsze była dzielna i na nic nigdy nie narzekała. Nigdy, ani nie użalała się nad sobą, ani się sobą nie przejmowała. Dla innych ciepła i życzliwa. Pełna optymizmu i wewnętrznej radości z uśmiechem szła przez życie… umilając je tym, którzy się z Nią zetknęli. Dla Niej nie było niemożliwego.

Nigdy przy brydżowym stoliku nie korzystała z przywileju bycia kobietą. Od samego początku grała tzw. ostrawkę jak to nazywaliśmy z Pawłem Piszczkiem, od którego na początku lat dziewięćdziesiątych uczyliśmy się z Renatką brydża. Spotykaliśmy się codziennie i wszędzie, gdzie tylko były cztery krzesła i stolik. Byliśmy tak zajawieni, że gdy brakowało czwartego graliśmy we trójkę. Sportową przygodę rozpoczynaliśmy wspólnie z naszym trenerem Leszkiem Gabrielem w drużynie TCK Tarnów i również korespondencyjnie u Krzysztofa Martensa. Renia grała najpierw trochę z Adamem Stono, trochę też ze mną, ale najwięcej z Pawłem Piszczkiem, z którym odniosła pierwsze ogólnopolskie sukcesy. Pewnego dnia wspólną grę utalentowanej Natce zaproponował arcymistrz Andrzej Hycnar i po kilku latach wojaży stworzyli liczący się na ogólnopolskiej arenie nasz tarnowski eksportowy duet, z którego byliśmy niezmiernie dumni. Renia z Jędrkiem dwukrotnie występowali wraz z drużyną Skobud w ekstraklasie, wygrali sporo dobrze obsadzonych turniejów i dwukrotnie zdobyli wicemistrzostwo Polski w zawodach mikstowych. Renata w parze z Ewą Kater brała też udział w rozgrywkach kadry kobiet po tym jak dostrzeżono Jej talent na tarnowskim mityngu (1996), w którym jako zupełnie nieznana para zajęliśmy 16 miejsce spośród 186 duetów. Renia zawsze była i miła i ostra zarazem jak brzytwa. Nie uznawała w brydżu kompromisów. W początkach kariery potrafiła zaskoczyć swoją niekonwencjonalną licytacją. W meczu przeciwko PKO Tarnów (Kaziu Banek, Marek Soin, Boguś Lesiecki i Mariusz Kita) z podacolowską kartą z sześcioma dobrymi kierami otworzyła z tzw. mańki 6 kier i je zrealizowała, podczas gdy na drugim stole zaledwie zagrano końcówkę. Kiedyś z humorem skwitowała podział bocznego koloru treflowego 2-2 przy brakujących pięciu kartach, w którym musiała oddać lewę, gdyby nie fakt, że dama trefl – należąca do któregoś z przeciwników – leżała pod stołem w czasie rozgrywki: ja to mam Panowie większe szczęście niż cała sala. Jak to ? – odezwali się Panowie, gdy odnaleźli damę trefl. – Dama nie bierze? – Dama już wzięła – filuternie zripostowała Renatka z uśmiechem wkładając karty do pudełka i nie potrzeba było sędziego przy stole. Wszyscy chcieli z Nią grać, ale największe względy miał Andrzej, który teraz cierpi, a my z nim. Jak sam napisał: odeszło Jego najcudowniejsze szczęście. Nasze także. Żegnaj wspaniała dziewczyno.

Krzysztof Ziewacz